98. lat temu, 1 sierpnia 1926 roku, umarł Jan Kasprowicz.

W środku lata, w niedzielne popołudnie, wśród bliskich, w swoim ukochanym domu na Harendzie. Za oknami płonęły kolorami jego ulubione nasturcje. Jak wspomina jego żona Marusia, zakwitły tego roku wcześniej niż zwykle, jakby naumyślnie, żeby mógł się nimi jeszcze nacieszyć. Pisał o nich przejmująco:

 

„O, jakże będą więdnąć!

Jak będą gasnąć one!

O, jakże nasze zamrą serca,

Całkiem przygaszone!

Lecz chwała Bogu, że dotąd

Jeszcze płomienieją,

Chociaż ich ogień będzie tylko

Zwodniczą nadzieją.

Palcie się kwiaty drogie!

Palcie się do syta!

I niech z was się o swe losy

Żaden już nie pyta.

Palcie się, kwiaty wrzące!

Chłońcie własne ognie!

Bez troski o to, co was jutro

Zwarzy, skruszy, pognie.”

 

Do dziś nasturcje „krwawym wieńcem” opasują drewniany harendziański dom, obok którego spoczywa Poeta. My zaś przynosimy mu dziś płomienne kwiaty z drugiego bieguna jego życia: słoneczniki z Szymborza, nadgoplańskie wodne pałki, rośliny jego kujawskich ścieżek, które budowały tak charakterystyczne wielkie przywiązanie do rodzimej flory.

 

Cześć Twej pamięci, Patronie.

<< wstecz